GOPR GRUPA BIESZCZADZKA

Oficjalna strona Grupy Bieszczadzkiej GOPR

GOPR realizuje zadania z zakresu ratownictwa górskiego dzięki środkom finansowym MSWiA

Telefon ratunkowy
601-100-300 lub 985

Akcje GOPR

Pierwszy zapis w księdze wypraw widnieje pod datą 16.12.1961 r. Wydarzenie miało miejsce w czasie treningu narciarskiego na trasie biegowej w Zagórzu. Zawodniczka, 19 - letnia uczennica, uległa kontuzji w czasie upadku. Ratownik Jerzy Batruch udzielił pomocy, wykonując opatrunek nogi bandażem elastycznym i doprowadził poszkodowaną do szosy, skąd furmanką odjechała do szpitala. 

Pierwsza zapisana akcja ratunkowa miała miejsce 30.12.1961, kiedy to Barbara K., studentka z Warszawy, zasłabła przy zjeździe z Połoniny Caryńskiej w kierunku Przysłupia. Trójka ratowników, po stwierdzeniu u poszkodowanej ogólnego wyczerpania i zaburzeń akcji serca, przetransponowała ją toboganem przez Przysłup, Bereżki do Ustrzyk Górnych. Prawdopodobną przyczyną zasłabnięcia był zły stan zdrowia, brak kondycji oraz to, że poszkodowana bezpośrednio po miesięcznym pobycie w szpitalu przyjechała do Ustrzyk Górnych na narty. 

14.02.1962 roku o godz. 15 - tej samochodem wojskowym "Lublin" wyruszyła z Sanoka wyprawa w składzie: czterech ratowników, oficer i dwóch żołnierzy z zamiarem dotarcia do odciętego od kilku dni przez zamiecie schroniska w Ustrzykach Górnych. Przebywali tam między innymi Roman Sz. z Rzeszowa z podejrzeniem złamania obojczyka, Jan K. z Przemyśla ze zgniecionym palcem ręki oraz dwie osoby z wysoką temperaturą. Do schroniska wyprawa dotarła 15.02 o godz. 4.00 (84 km forsowano 13 godz.), idąc pieszo z Bereżek, dokąd dojechano samochodem wojskowym, poprzedzanym przez dwa spychacze. O godz. 4.30 przebił się przez zaspy spychacz, w kabinie którego umieszczono dwoje najciężej poszkodowanych. W czasie trwającej nadal zamieci śnieżnej ekipa po 9-ciu godzinach (45 km) dostarczyła chorych do szpitala w Ustrzykach Dolnych. 

4.09.1962 roku w czasie schodzenia z Połoniny Caryńskiej Helena Sz. z Rzeszowa, uczestniczka IX Rajdu Przyjaźni, przy przechodzeniu potoku złamała nogę wskutek poślizgnięcia na mokrych kamieniach. Ratownik zabezpieczający trasę rajdu przy pomocy turystów zorganizował transport na noszach. Po godzinie grupa dotarła do Berechów Górnych, skąd telefonicznie (przy pomocy wojska) wezwano śmigłowiec Lotnictwa Sanitarnego z Sanoka. W 45 minut od zawiadomienia przyleciał śmigłowiec, poszkodowana została przekazana lekarzowi i odwieziona do szpitala. 

Od 16 do 18.07.1962 roku poszukiwano w Beskidzie Niskim w rejonie Jawornika Wojciecha L. z Warszawy, uczestnika wycieczki, który odłączył się od grupy i 18.07 znalazł się w Warszawie, o czym zawiadomiono telefonicznie GOPR w Sanoku. 

8.02.1964 roku o godz. 1 1.30 służba zdrowia zwróciła się z prośbą do GOPR o przetransportowanie chorej mieszkanki Wisłoka Górnego do Komańczy. Znajdowała się ona w ciężkim stanie po drugim krwotoku płucnym. Warunki atmosferyczne uniemożliwiały dojazd karetki pogotowia, a śmigłowiec sanitarny był niesprawny. O godz.

18. 30 ze schroniska w Komańczy przez Popów Wierch wyruszyła na nartach 6 - osobowa grupa ratowników. Do chorej dotarli o godz. 2.00 w nocy. Stan zdrowia chorej i trudne warunki atmosferyczne sprawiły, że po telefonicznej konsultacji z lekarzem pozostawiono chorą na miejscu. Transport w istniejących warunkach trwałby ok. 8 godzin. 

14.02.1964 roku Pogotowie Ratunkowe z Ustrzyk Dolnych zwróciło się do GOPR o interwencję wobec niemożności dojazdu lekarza do Nasicznego, gdzie oczekiwała na pomoc kobieta z komplikacjami poporodowymi. Tym razem z Lutowisk wyruszyło 3 ratowników wynajętymi saniami (samochód GOPR byt w Cisnej w innej akcji, a jeden z Ustrzyk Górnych na nartach. Do Nasicznego dotarli wieczorem. Przy chorej była pielęgniarka. Wezwano śmigłowiec, przygotowując lądowisko, jednak ze względu na zmrok przylot był niemożliwy. Utrzymywano kontakt telefoniczny z lekarzem GOPR i Pogotowiem Ratunkowym w Ustrzykach D. O godz. 23.00 przybył z Lutowisk felczer medycyny z lekarstwami i sprzętem medycznym. W dniu 15.02 o godz. 9.30 wylądował śmigłowiec, a przybyły lekarz wraz z pielęgniarką dokonali koniecznego zabiegu. Chora pozostała pod opieką pielęgniarki.

Pierwszy notowany wypadek lawinowy ma miejsce 19.02.1964 roku na stoku Szerokiego Wierchu. Deska śnieżna ok. godz. 13.00 zgarnęła 11 uczestników Rajdu Ziemi Oświęcimskiej, udających się na Tarnicę. Szczęśliwie dwie osoby, w tym jeden z dwu zabezpieczających rajd ratowników GOPR, znalazły się poza zasięgiem lawiny i zorganizowały natychmiast akcję ratunkową. Dzięki pomocy kilku osób tylko częściowo zasypanych udało się zapobiec najgorszemu. Przez 45 minut szukano drugiego ratownika, który był przysypany 130 cm warstwą śniegu. Szczęśliwie został wydobyty bez obrażeń. Opatrzność nad nim czuwała, bowiem narty zostały obcięte tuż za piętami! Tomasz R., również całkowicie zasypany, miał złamaną kość strzałkową, a Kazimierz W. skręconą nogę w stawie skokowym.
21.02.1964 roku ratownicy zwieźli na improwizowanym toboganie z Połoniny Caryńskiej 37 - letniego Tadeusza O. ze złamaną nogą. Następnie przetransportowali poszkodowanego saniami konnymi z Ustrzyk Górnych do Pszczelim skąd samochód terenowy GOPR zawiózł go do szpitala.
9.07.1964 roku ratownik jadący na dyżur udzielił wraz z innymi osobami pierwszej pomocy ofiarom wypadku samochodowego (przewrócony autokar z 13 osobami na serpentynach Jabłońskiej Góry - 3 osoby w ciężkim stanie).
5.02.1965 roku ratownicy dotarli z toboganem do Feliksa R., 30 - letniego mieszkańca Warszawy, który złamał obie kości podudzia zjeżdżając z Szerokiego Wierchu. Współtowarzysze ułożyli poszkodowanego na ślizgach nart i okryli sianem. Po udzieleniu pierwszej pomocy ratownicy zwieźli poszkodowanego, przekazując go lekarzowi pogotowia.
12.09.1965 roku od godz. 21.50 do 23.30 jeden z ratowników z panią Urszulą Dz. udzielali pomocy przy porodzie 32 - letniej Teresie M. z Ustrzyk Górnych wobec braku łączności telefonicznej z pogotowiem. Pogotowie ratunkowe przybyło po porodzie, zabierając matkę i dziecko do Izby Porodowej.
11.02.1966 roku ratownicy z trudem dotarli do Tworylnego w celu udzielenia pomocy 39 - letniemu Lucjanowi P., cierpiącemu od kilku dni na ropne zapalenie gardła. Chorym opiekował się 16 - letni chłopak. Obaj byli jedynymi mieszkańcami Tworylnego. Stan chorego był poważny: temp. 400 C, objawy wyczerpania, spowodowanego nieprzyjmowaniem pokarmów. Po podaniu środków przeciwgorączkowych przygotowano go do transportu. Kilkakrotnie wyciągano sanie z rozmiękłego śniegu. W Hulskim zmieniono konie, aby o godz. 7.00 dotrzeć do Zatwarnicy, gdzie chorego przekazano do sanitarki. Akcja trwała 15 godzin.


25.06.1966 roku podczas patrolu konnego po Połoninie Wetlińskiej ratownik dyżurny spotkał wycieńczonego konia jasnokasztanowej maści. Podprowadził go pod schron i stwierdził rozcięcie na lewej przedniej nodze. Po zdezynfekowaniu rany pioctaniną i założeniu opatrunku podsypał mu karmy i wypuścił na trawę.6.08.1966 roku na dyżurkę w Ustrzykach Górnych przywieziono samochodem ciężarowym 7 osób najbardziej poszkodowanych w wypadku. Autobus wycieczkowy wpadł w poślizg i stoczył się z brzegu na serpentynach pod Berechami Górnymi. Jedna osoba uległa wypadkowi śmiertelnemu, a pozostali po opatrzeniu zostali odwiezieni do szpitala w Ustrzykach Dolnych. Ogółem w wypadku doznało obrażeń 18 osób.
Nocą 16/17.02.1967 roku wyruszyła z Dołżycy wyprawa na Okrąglik przez Roztoki po Igora Z., 39 - letniego redaktora telewizyjnego magazynu turystycznego "Tramp", który złamał nogę pod szczytem. Współtowarzysze wycieczki byli osłabieni i narażeni na odmrożenia. Załamanie pogody, 25-stopniowy mróz, wiatr i zadymka spowodowały, że biwak - z konieczności bez przygotowania, właściwego sprzętu i żywności - mógł zakończyć się tragicznie. Grupa nie potrafiła rozpalić ogniska. Transportu chorego na toboganie trwał do godz. 8.00 rano, a sprowadzenie pozostałych także nie było prostym zadaniem. Odmrożenie, zgorzel, groźba amputacji nogi, potem kilkumiesięczna rehabilitacją w szpitalu i sanatorium zakończyły tę lekkomyślną wyprawę. Akcja ratownicza zakończyła się 17.02.
1. i 2.09 1968 roku ratownicy, turyści, wojsko i MO poszukiwali 20 letniej Weroniki R. z Rzeszowa, która odłączyła się od autokarowej wycieczki. W górach panowały bardzo trudne warunki atmosferyczne, a poszukiwana cierpiała na serce. O godz. 11.00 w dniu 2.09 odwołano akcję w związku z informacją, że poszukiwana stawiła się do pracy w Rzeszowie
Od 20 do 23.05.1969 roku odbyła się akcja poszukiwawcza siłami GOPR, WOP, MO z psami, z udziałem pracowników Kombinatu w Rzepedzi, OSP z Komańczy, Straży Pożarnej z Sanoka młodzieży szkoły i ludności. Zaginął 7-letni Wiesław L., którego ostatni raz widziano 19.05 ok. godz. 14.00 obok domu w Rzepedzi. Przeszukano las, wąwozy, zbocza górskie, studnie, ruiny danych domów i piwnic, powojenne bunkry. Przeprowadzono wywiady w leśniczówkach. Ogromny wysiłek setek ludzi niestety poszedł tym razem na marne. 23.05 podjęto decyzję o zaprzestaniu poszukiwań. W czasie akcji panowały trudne warunki atmosferyczne (bardzo zimno, przelotne opady deszczu). Dopiero 30 maja pracownica Leśnictwa Przybyszów znalazła zwłoki Wiesława (pod drzewem w pozycji siedzącej). Miało to miejsce w rejonie wsi Karlików - dość daleko poza terenem poszukiwań.
6.07.1969 roku ratownicy udzielili pomocy Janowi K., który doznał rozlicznych urazów po obrzuceniu go kamieniami przez sąsiada z Bereżek. 12.07.1969 roku przewodnik wycieczki autokarowej zgłosił na dyżurce zaginięcie 23 - letniej Danuty C., która odłączyła się w Ustrzykach Górnych od wycieczki, jadącej dalej do Ustrzyk Dolnych. O godz. 18.30 na podstawie rysopisu rozpoznano na przystanku PKS poszukiwaną, którą żegnał bukietem polnych kwiatów młody mężczyzna.


3/4.08.1969 roku trwały całonocne poszukiwania 44 - letniego komendanta obozu harcerskiego i lekarki tego obozu. O godz. 17.00 wyruszyli z Wołosatego na Tarnicę i do godz. 0.05 nie powrócili do obozu. W opinii harcerzy ich komendant był dotąd zawsze bardzo obowiązkowy i punktualny. Poszukiwani wrócili rankiem, schodząc z Tarnicy przez Szeroki Wierch. Noc spędzili przy ognisku.W lutym 1971 roku ratownik zabezpieczający trasę XI Rajdu Narciarskiego z Ustrzyk Górnych przez Terebowiec, Bukowe Berdo, Krzemień na Halicz sprowadził (mimo sprzeciwu kierownika trasy) 16 uczestników wycieczki do Doliny Wołosatego. Decyzja ta została podjęta ze względu na silny wiatr, niską temperaturę, mgłę i opady śniegu. Kilka osób miało odmrożone palce i twarze. O godz. 20.00 grupa znalazła się w schronisku, dowieziona z Wołosatego samochodem ze względu na odmrożenia i wyczerpanie.
25.05.1971 roku Naczelnik Grupy Bieszczadzkiej kierował 80 - osobową grupą żołnierzy, z udziałem 4 milicjantów w akcji poszukiwawczej 3 - letniej Marii K. ze wsi Międzybrodzie k. Sanoka. Całą noc trwało przeszukiwanie terenu, a o 5.00 rano dnia następnego wprowadzono do akcji tropiącego psa milicyjnego, jednak bez rezultatu. O godz. 9.00 wiejski pies przypadkowo odnalazł poszukiwaną w lesie.
19.08.1971 roku kilka patroli przez całą noc poszukiwało Marii D. która z dziećmi (12 i 15 lat), wyruszyła trasą na Halicz i nie powróciła do schroniska. Okazało się, że zmyliwszy drogę, zeszła z dziećmi do Stuposian, gdzie pozostała na nocleg, nie zawiadamiając męża oczekującego w Ustrzykach. W odnalezieniu pomogły wskazówki ratowników stacji namiotowej Tarnica, którzy widzieli poszukiwanych o godz. 17.00 na Krzemieniu.
9.07.1972 roku z Połoniny Wetlińskiej zwieziono Leszka W., lat 18, ukąszonego przez żmiję. Podano surowicę i oddano poszkodowanego na Wyżniej Przełęczy lekarzowi pogotowia.
Nocą 3/4.03.1973 roku zawiadomiono stację ratunkową w Ustrzykach Górnych, że na Wyżniej Przełęczy poszkodowany narciarz oczekuje pomocy. Grupa ratowników udała się na miejsce wezwania samochodem Okręgowego Transportu Leśnego. Na miejscu po przeszukaniu okolicy stwierdzono, że nie ma tam nikogo. W drodze powrotnej samochód wpadł w poślizg i wypadł z szosy. W wyniku wypadku pracownik Lasów Państwowych stracił przytomność. Poszkodowanego przetransportowano toboganem do Ustrzyk, skąd został zabrany przez pogotowie ratunkowe do szpitala.
Z 2 na 3.11.1973 roku wyruszyło ze schroniska na Połoninie Wetlińskiej 4 ratowników, turysta oraz pies "Szatan", zawiadomieni przez jednego z uczestników ośmioosobowej wycieczki studentów socjologii UW. W rejonie przełęczy 1099 (obecnie Przełęcz Orłowicza) oczekiwało na pomoc 7 osób, w tym dwie kobiety. Przeliczyli się z siłami, byli wyczerpani i nie mogli kontynuować marszu. Grupa wyruszyła z Cisnej o godz. 10.00, przez Dołżycę, Falową, Jaworzec, Seterek z zamiarem dotarcia do schroniska na Połoninie W. Panowały trudne warunki atmosferyczne - głęboki śnieg oraz bardzo silny wiatr. Po około 4 godzinach poszukiwań grupę znalazł pies "Szatan" na stoku Smereka. Poszukiwani byli skrajnie wyczerpani i otępiali. Po udzieleniu doraźnej pomocy rozpoczęto transport; kobiet na plecach, pozostałych powiązanych liną prowadzono do schroniska na Połoninie Wetlińskiej.
10.07 1974 roku na dyżurkę w Ustrzykach Górnych przyprowadzono 17 - letniego Piotra P. który został uderzony tępym narzędziem w głowę podczas bójki. Przybyły lekarz pogotowia przeprowadził zabieg chirurgiczny na stacji ratunkowej i zabrał poszkodowanego do szpitala.


7.11.1974 roku o godz. 18.10 pogotowie ratunkowe z Ustrzyk Dolnych zwróciło się do GOPR o pomoc w przetransportowaniu z Przełęczy Przysłup do Bereżek 23 - letniego Mirosława D. z Wrocławia, który spadł z drzewa, doznając urazu kręgosłupa. Transport był bardzo trudny: toboganem w głębokim śniegu, pod którym była ok. 40 cm warstwa błota. Akcja przebiegała przy dużym wysiłku ratowników.W dniu 10.02.1975 roku do schroniska na Połoninie W. przybyła trójka turystów, którzy idąc z Jaworzca stracili orientację w rejonie Smereka. Wykopali jamę w śniegu i owinięci jednym kocem spędzili noc. Rano, przy poprawie pogody dotarli do schroniska. Stwierdzono u nich odmrożenia 1 i 11 stopnia. Jednego z poszkodowanych zwieziono w tym samym dniu na Przełęcz i przekazano lekarzowi pogotowia. Następnego dnia na skutek pogorszenia się stanu drugiego chorego zwieziono go także, oddając w ręce lekarza. Trzeci poszkodowany po zmianie opatrunków pozostał w schronisku.
7.05.1975 roku o godz. 14.50 ratownicy na Połoninie W. zostali powiadomieni, że, jeden z uczestników rajdu Politechniki Krakowskiej. 20 - letni Adam K. podczas podchodzenia na szczyt Smereka został przed dwoma godzinami porażony przez piorun. Po przybyciu na miejsce wypadku o godz. 16.20 ratownicy przystąpili do reanimacji. Przybyły śmigłowcem o godz. 18.30 lekarz stwierdził zgon. Zwłoki przetransportowano do wsi Smerek, przenosząc je przez wezbrane wody Wetlinki.
15.09.1975 roku w Ustrzykach Górnych 20 - letnia Małgorzata Cz. z Warszawy w czasie wyciągania wody ze studni została uderzona korbą kołowrotu w głowę. Nastąpiła utrata przytomności, stwierdzono rozszerzone źrenice słabo reagujące na światło, bezdech, krwotok z nosa i ust, tętno słabo wyczuwalne. Po przywróceniu oddechu przewieziono poszkodowaną na stację ratunkową i wezwano śmigłowiec. W niedługim czasie od wypadku chorą ze wstrząsem mózgu oddano pod opiekę lekarza. Przewieziono ją śmigłowcem do szpitala w Sanoku. a po dwu dniach na dalsze leczenie do Krakowa.
Od 19 do 21.12.1975 roku trwała jedna z większych akcji poszukiwawczych Grupy Bieszczadzkiej. Z miejscowości Lutowiska w dniu 18.12 wyszedł do lasu po choinki 23 - letni Józef Bugaj i do ranka następnego dnia nie wrócił do domu. W nocy temperatura spadła do minus 25 stopni i padał śnieg. O godz. 11.00 wyruszyły pierwsze patrole poszukiwawcze. Po sprawdzeniu w WOP i MO wyruszyły kolejne patrole. W akcji poszukiwań wzięła udział również 50 osobowa grupa więźniów oraz psy szkolone dla GOPR. W dniu 21.12 o godz. 14.00 podjęto decyzję o przerwaniu akcji, w której brało udział 33 ratowników oraz dwa psy. Dalsze poszukiwania prowadzone były 19 i 26.04.1976 r. W maju ciało znaleziono w pozycji siedzącej pod świerkiem.
1.01.1976 roku o godz. 23.50 dwóch ratowników wyruszyło skuterem śnieżnym z Połoniny Wetlińskiej na stok W. Rawki. Jeden z czterech uczestników wyprawy uczniów ZSZ z Leska stracił przytomność i oczekiwał na pomoc pod opieką dwóch kolegów. Z Ustrzyk Górnych wyruszyła druga, 7 - osobowa grupa ratowników, dojeżdżając do Berechów Górnych. Pierwszy patrol wspierany przez 4 studentów, idąc po nikłych śladach, doszedł do poszkodowanego o godz. 3.35. Zabezpieczono go przed dalszym wychłodzeniem, rozpalając ognisko. O godz. 3.50 do poszkodowanego dotarta druga grupa ratowników z lekarzem. O godz. 4.15 rozpoczęto transport toboganem do Berechów, a o godz. 5.30 przekazano go karetce pogotowia ratunkowego. Po trzech miesiącach walki o życie w różnych szpitalach młody człowiek niestety zmarł.


6.02.1978 roku o godz. 11.00 wyruszyło z Nasicznego dwoje turystów narciarzy z zamiarem przejścia trasy Berechy G. - Wyżniański W. - Mała Rawka i powrotu nartostradą do Berechów. Towarzyszka 21 - letniego Piotra U. z Łodzi postanowiła w Berechach zrezygnować z dalszej wędrówki i powrócili do Nasicznego. W dniu 7.02 o godz. 10.30 zawiadomiono GOPR, że pan U. nie powrócił do Nisicznego. W nocy padał śnieg i wiał wiatr. Patrol ratowników wyruszył we mgle i śnieżycy. Do kierujących akcją dotarły informacje to o zagubieniu nikłych śladów, potem o ponownym ich spotkaniu na Dziale. Wreszcie ok. 17.30 natrafiono na plecak i kijki narciarskie. Po zlokalizowaniu miejsca patrol kontynuował poszukiwania wzdłuż potoku spływającego w strunę Berechów. O 21.00 nastąpiło spotkanie patrolu z zasadniczą grupą ratowników w miejscu, gdzie zginął ostatni ślad poszukiwanego. Ratowników patrolu wyłączono z akcji ze względu na stan skrajnego wyczerpania. Rozpoczęto bardzo dokładne przeszukiwanie potoku i terenu przyległego. O godz. 21.10 natrafiono na zwłoki, które leżały w potoku nieopodal drogi. Jak wykazały późniejsze badania medyczne zgon nastąpił prawdopodobnie dnia 7.02 około godz. 7.00.11.05.1978 roku na skutek nagłego załamania pogody i wyczerpania zmarł na stoku Halicza 32 - letni Ryszard Halicki z Przemyśla, pracownik Biura Urządzenia Lasu, wykonujący z kolegą prace na rzecz Bieszczadzkiego Parku Narodowego. Noc z 10/11.05 spędzili w lesie bez rozpalania ogniska, a nastąpiło pogorszenie pogody i spadł śnieg. Towarzysz Halickiego transportował go w kierunku Przełęczy Bukowskiej do pozostawionego tam samochodu, jednak około południa R. Halicki nie był w stanie kontynuować marszu i pozostał sam. Kolega dotarł do samochodu i zjechał do Ustrzyk Górnych, gdzie o godz. 17.15 zawiadomił GOPR. O godz. 17.55 ratownicy udali się samochodem i śmigłowcem w rejon Tarnicy. Przeszukiwano ze śmigłowca śródleśne polanki Rozsypańca, Tarnicy i Nalicza. Na wschodnim stoku Nalicza zauważono leżącego człowieka. Lekarz stwierdził zgon. Ze względu na zapadające ciemności i małą ilość paliwa transport zabezpieczonych zwłok odłożono do dnia następnego.
28/29.12.1980 roku 39 ratowników i śmigłowiec poszukiwało w rejonie Połoniny Latyńskiej 21 - letniego Tadeusza C. z Warszawy i 20 - letniej Anny P. z Kielc, którzy nie dotarli w umówionym czasie do schroniska w Wetknie. Poszukiwani spędzili noc w jamie śnieżnej w związku z bardzo trudnymi warunkami atmosferycznymi. Zostali odnalezieni o godz. 10.30 w trakcie schodzenia do Berechów.
Od godz. 21.10 dnia 9.02.1981 roku do godz.14.00 dnia 10.02.1981 trwała akcja poszukiwawcza 27 - letniego Zbigniewa Sz. z Częstochowy, który nie powrócił z samotnej pieszej wycieczki przez Szeroki W., Tarnicę, Halicz na Rozsypaniec. 16 ratowników w kilku patrolach w czasie trudnych warunków atmosferycznych (głęboki śnieg, widoczność do 10 m) przeszukało bezskutecznie ten rejon. Poszukiwany wrócił do Ustrzyk Górnych o godz.12.00, (według jego relacji) po przejściu trasy na Rozsypańcu poszedł wzdłuż granicy państwa i skręcił w lewo w poszukiwaniu drogi. Trafił do domku myśliwskiego, gdzie odpoczywał od 17.00 do 23.00. Dalej szedł wg kompasu, a na polanie nocował w paśniku. Rano doszedł do Mucznego, skąd samochodem WOP dojechał do Stuposian, a stąd autobusem PKS do Ustrzyk Górnych).
27. i 28.09.1981 roku trzydziestu ratowników GOPR, trzydziestu żołnierzy WOP i MO z udziałem śmigłowca poszukiwało 3 - letniego Pawła K. z Polańczyka. Przeszukano kotłownię, Zakład Gospodarki Komunalnej, zaplecza domów wczasowych i sanatoriów. Ze śmigłowca przeszukano powierzchnię wody Jeziora Solińskiego w pobliżu Polańczyka. Dopiero w dniu 28.09 po dwu i pól dobach poszukiwań zwłoki chłopczyka zostały odnalezione w jednym z osadników oczyszczalni ścieków.


W dniu 5.07.1984 roku o godz. 11.30 zawiadomiono ratowników w Ustrzykach Górnych, że na Sanie w okolicy Sękowca na wyspie zostało uwięzionych przez wezbrane wody troje turystów z Krakowa. Sytuacja była trudna, gdyż woda zalewała wyspę. O sytuacji zawiadomił czwarty z biwakujących tam turystów, który był sportowcem - pływakiem i przepłynął z wielkim trudem San. Pozostała na wyspie trójka zwinęła dobytek i ulokowała się na drzewach. Przybyli ratownicy z Ustrzyk Górnych, Lutowisk oraz śmigłowcem z Sanoka. W akcji tej, po raz pierwszy w Bieszczadach, wykorzystano zjazd ratownika ze śmigłowca na wyspę, a potem transportowano windą na pokład kolejne osoby. W akcji ze względu na trudne warunki lotne oraz niekorzystne ukształtowanie terenu członkowie załogi śmigłowca - ratownicy wykazali dużą odwagę. Akcję zakończono szczęśliwie o godz. 13.30.12.03.1985 roku mieszkaniec Kamicy zawiadomił GOPR, że przy szlaku czerwonym ze Smereka do Kamicy, poniżej górnej granicy lasu leży człowiek, który nie może o własnych siłach zejść w dół. Był przytomny, ale przemoczony, wyziębiony i mówił, że spędził dwie noce w górach. Na miejscu stwierdzono rozległe odmrożenia II i III stopnia na rękach i nogach, odmrożone pośladki. Po udzieleniu pierwszej pomocy przetransportowano poszkodowanego do Kamicy, gdzie przekazano go pod opiekę lekarza GOPR, który karetką GOPR dostarczył poszkodowanego do szpitala w Lesku. Mimo wysiłków lekarzy poszkodowany, 28 - letni Stanisław Duda z Krakowa po kilku dniach zmarł.
W dniu 17.08.1986 roku ojciec 19 - letniej Katarzyny R. z Krakowa zawiadomił znajdujących się na Bukowym Berdzie w czasie ćwiczeń ratowników, że jego córka zasłabła, straciła na chwilę przytomność. Po przybyciu do poszkodowanej i udzieleniu pierwszej pomocy wezwano z Mucznego biorący udział w szkoleniu śmigłowiec i przetransportowano ją do Ustrzyk Górnych.
1.01.1986 roku w Mucznem ratownik GOPR udzielał pomocy ranionemu leśniczemu Zbigniewowi P. z Pszczelin. Śmiertelna rana ze sztucera kolegi była akcentem sylwestrowej "zabawy" zapewne nie bez udziału alkoholu.
3.02.1986 roku dwunastu ratowników poszukiwało 11-tu uczniów LO nr 20 w Warszawie, którzy wyszli z Domu Wycieczkowego w Wetlinie i nie dotarli na nocleg w schronisku na Połoninie W. O sytuacji zawiadomiła trójka, która odłączyła się od grupy w rejonie Hnatowego Berda. Grupa udawała się na 10 - dniowy pobyt w schronisku, była wyposażana w sprzęt, żywność i odzież. Patrol ruszył skuterem do grani Hnatowego Berda i dalej pieszo do granicy lasu. Szlak znaczony był porzuconymi plecakami, śpiworami i prowadził przez las do owczarni pud Połoniny. Mimo późnej pory (godz. 23.40). postanowiono grupę umieścić w szkole w Kalnicy. Temperatura minus 28 stopni nie sprzyjała ani wędrówkom, ani biwakowaniu w górach. Grupa przyjechała w Bieszczady z 24 letnim opiekunem.
28.01.1987 roku wieczorem powiadomiono GOPR, że w miejscowości Trepcza k. Sanoka trzej 11-letni chłopcy zostali zasypani śniegiem i nie można ich wydobyć. Na miejscu okazało się, że wydobyto już spod śniegu chłopców, jeden z nikłymi oznakami życia został odwieziony do szpitala. Oberwał się nawis śnieżny na skarpie. która była miejscem zabawy. 25 m długości deska śnieżna zasypała chłopców. Nie udało się uratować żadnego. Ostatnią służbą, która została wezwana do wypadku był GOPR, dysponujący wyszkolonymi ludźmi uraz specjalistycznym sprzętem. Jak wykazały późniejsze badania medyczne, wypadek miał miejsce ok. godz. 11.00


Od godz. 20.45 dnia 2.02.1987 roku do godz. 4.00 dnia następnego ratownicy poszukiwali, a później doprowadzili w bezpieczne miejsce dwóch 18-latków z Warszawy. którzy zamierzali przebyć trasę z Połoniny W. do Wetliny przez Hnatowe Berdo. Trzyosobowa wyprawa zabłądziła. Pokonując głębokie jary potoków, jeden z uczestników tak osłabł, że nie był w stanie poruszać się dalej. Drugi opiekował się nim, próbując rozpalić ognisko, a trzeci zszedł do Wetliny po pomoc. O godz. 23.20 zostali odnalezieni. Poszkodowany Jacek K., silnie wychłodzony, w szoku, nie był w stanie odpowiedzieć na pytania. Akcję GOPR-u i tym razem wspierał WOP.17.04.1987 roku dwóch kolegów pozostawia (gubi?) na niebieskim szlaku wiodącym z Bukowego Berda, idącą z nimi wolniej wobec złego samopoczucia 18-letnią Katarzyne M. z Warszawy. 10-ciu ratowników odnalazło poszukiwaną o północy u gospodarza w Bereżkach.
7.02.1988 roku po całonocnych poszukiwaniach odnaleziono 0 7.00 rano w stanie silnego wychłodzenia i wyczerpania, przemoczonego 32 - letniego Mieczysława Z. z Rymanowa. Po przetransportowaniu akią, ciągnioną przez skuter z Wołosatego do Ustrzyk o 12.00 przekazano go lekarzowi pogotowia.
7.11.1988 roku około godz. 14.00 GOPR został wezwany do wyciągnięcia człowieka ze studni w Besku. Na miejsce przybyło trzech ratowników ze specjalistycznym sprzętem wspinaczkowym. Okazało sto, że Jan K., naprawiając starą studnię zjeżdżał z cembrowiną i na głębokości 5 m został zasypany. Ratownikowi, który zjechał do studni, udało się odkopać głowę i ręce poszkodowanego. Obsuwająca się ziemia, konieczność szalowania, utrudniały zadanie. Podano leki i żywność, zabezpieczając liną ratowanego przed możliwością obsunięcia się ziemi wraz z ofiarą w głąb studni. Wielogodzinna praca straży pożarnej z Krosna, Beska, pomoc milicji, pogotowia ratunkowego i wielu ochotników, użycie dwu koparek, umożliwiło wydobycie o 7.00 dnia nastopnego zdrowego Jana K. Pomoc przybyłego rano z Bytomia zespołu Stacji Ratownictwa Górniczego była już na szczęście niepotrzebna. Studnia, niebawem po zakończeniu akcji, zawaliła się.
31.07.1990 roku od godz. 23.00 dziewięciu ratowników GOPR, pracownicy lasów, Straż Graniczna, a śmigłowiec od rana dnia następnego, poszukiwali 10-letniej Violetty F. z Pszczelim która wyszła samotnie nad San w rejonie Czereszenki, ubrana tylko w struj kąpielowy. Dziewczyna została odnaleziona o godz. 9.00, kiedy w wyszła z lasu na drogę. Była w dobrej kondycji psychicznej ale mocno podrapana (noc w lesie) i ze skręconą nogą. Słyszała w nocy samochody i okrzyki szukających, a rano śmigłowiec, lecz starannie ukryła się w lesie myśląc, że przekroczyła granicę i jest po strunie radzieckiej ;-)
10.01.1991 roku o godz. 10.30 centrala GOPR w Sanoku została powiadomiona przez Straż Graniczną, że przed momentem w okolicy szczytu Rożki k. Cisnej na wysokości przekaźnika TV rozbił się śmigłowiec. Natychmiast śmigłowcem sanitarnym udała się na miejsce wypadku 4-osobowa ekipa, zabierając ze sobą specjalistyczny sprzęt ratowniczy oraz siekierę i nożyce do cięcia prętów. (GOPR w Bieszczadach nie posiadał dotychczas na wyposażeniu lekkiego sprzętu jak piły do metalu i drewna, reflektory, itp. ). Po przybyciu na miejsce stwierdzono, że wszyscy pasażerowie (policjanci) i załoga śmigłowca Mi 8 należącego do MSW w liczbie 10 osób ponieśli śmierć. Była tu ekipa z telewizyjnego magazynu 997 realizująca tu materiał filmowy. Dalsza praca 13 ratowników w tym i następnym dniu na miejscu wypadku polegała na zabezpieczeniu terenu, gaszeniu tlących się resztek wraku, wydobyciu i transporcie ciał, pomocy w poszukiwaniach istotnych dla ustalenia przyczyny wypadku części śmigłowca. Zachodziła konieczność pocięcia wraku na części piłami motorowymi. Na miejscu pracowały zgodnie policja, leśnicy, straż pożarna, GOPR, komisje specjalne MSW i MON. Prawdopodobną przyczyną tragedii był lot w trudnych górskich warunkach przy słabej widoczności. Śmigłowiec wykonując ewolucję zawadził u drzewa, co spowodowało utratę sterowności i wypadek.


5.02.1991 roku, nie po raz pierwszy, GOPR szukał turystów z krajów zachodnich, którzy zostawili samochód i dobrze wyposażeni (w przeciwieństwie do Polaków) udali się na nartach w góry, gdzie biwakowali. Nie znali widocznie naszych zwyczajów, szczególnie ważnych tu, w Bieszczadach, że idąc w góry dobrze jest zostawić wiadomość i określić termin powrotu.19 kwietnia 1992 roku podczas zjazdu z Połoniny Wetlińskiej do Berechów Arkadiusz K. wpadł w zarośla i doznał rozlicznych kontuzji. Ratownik dyżurny po dotarciu do poszkodowanego opatrzył mu rany głowy oraz klatki piersiowej i rozpoczął transport do schroniska. Wobec trudności w oddychaniu oraz chwilowej utraty przytomności u rannego ratownicy wezwali śmigłowiec ZLS z Sanoka. Kontuzjowany narciarz dzięki współpracy służb ratunkowych po 1 godz. i 40 min. (od wypadku) znalazł się pod opieką personelu medycznego.
9 września 1992 roku w okolicy Hnatowego Berda spadł z wysokości ok. 10 m lotniarz Jerzy G. Po otrzymaniu zawiadomienia natychmiast w kierunku miejsca wypadku udał się ratownik dyżurny z Połoniny Wetlińskiej. Do pomocy w transporcie wyruszyli samochodem terenowym ratownicy z Ustrzyk Górnych. Obrażenia lotniarza były na tyle ciężkie (połamane nogi oraz miednica), że zdecydowano się wezwać śmigłowiec ZLS, który zabrał rannego z przygotowanego lądowiska do szpitala w Sanoku.
20 lipca 1993 roku tuż przed Ustrzykami Górnymi uległa wypadkowi Aneta M. podróżująca rowerem górskim. Na miejscu kraksy ratownicy stwierdzili u poszkodowanej rozległe rany tłuczone, szarpane, cięte oraz podejrzenie wstrząśnięcia mózgu (utrata pamięci). Po przewiezieniu na stację ratunkową i upatrzeniu ran chorą przekazano kolegom ze stanicy w Dwerniku, którzy wraz z lekarzem przewieźli ją do szpitala w Ustrzykach Dolnych.
18 lutego 1994 roku o godz. 13.30 ze schroniska w Komańczy wyruszyła trójka turystów z zamiarem przejścia trasy szlakiem czerwonym nad klasztorem i przez Popów Wierch bez znaków do Komańczy. Gdy o godz. 22.00 nie powrócili, kierownik obiektu powiadomił GOPR. Po sprawdzeniu okolicznych obiektów miejscowi ratownicy wyruszyli na poszukiwania. Z Ustrzyk Górnych do akcji wyjechali uczestnicy kursu I stopnia wraz z instruktorami. 19 lutego o godz. 9.05 jeden z patroli dotarł do skrajnie wyczerpanych zaginionych turystów, z których dwoje to osoby niewidome. Po udzieleniu im niezbędnej pomocy, ratownicy przetransportowali ich do samochodów, a następnie odwieźli do miejsca zakwaterowania. Akcję, w której wzięło udział 25 ratowników, zakończono u godz. 12.30.
30 kwietnia 1994 roku o godz. 20.15 Jerzy K. zgłosił dyżurnym ratownikom w Ustrzykach Górnych zaginięcie swoich synów: 11 - letniego Łukasza i 12 - letniego Piotra. Chłopcy wraz z rodzicami i młodszą siostrą przebywali na polanie po Kiczerą (na terenie byłej bazy studenckiej), gdzie palono ognisko. Po jakimś czasie postanowili wyjść wyżej, by móc lepiej podziwiać panoramę i zabłądzili. Ratownicy po otrzymaniu zgłoszenia wyruszyli dwoma patrolami na poszukiwania. Użynając naboi sygnałowych, o godz. 23.15 nawiązali kontakt głosowy z zaginionymi. Po dojściu ratowników chłopcy zostali ubrani w ciepłą odzież i po przeprowadzeniu przez potok oddani w ręce uszczęśliwionych rodziców.
9 maja 1995 roku dwie uczestniczki wycieczki z Warszawy zwróciły się z prośbą do ratowników dyżurnych na Połoninie Wetlińskiej o udzielenie pomocy koledze. który źle się poczuł i nie może kontynuować marszu. Po dojściu na miejsce ratownicy stwierdzili, że stan chorego jest bardzo poważny (byt mocno wychłodzony, tętno słabe, ograniczony kontakt) i wezwali na pomoc śmigłowiec ZSL z Sanoka. Mimo zabezpieczenia turysty przed dalszą utratą ciepła i prowadzonej natychmiast akcji reanimacyjnej przybyły śmigłowcem na miejsce wypadku lekarz stwierdził zgon 16 letniego Piotra P. Po otrzymaniu zgody prokuratora i przeczekaniu niekorzystnych warunków atmosferycznych w Wetlinie zwłoki zostały przewiezione śmigłowcem do Sanoka.
13 lutego 1997 roku u godz. 20.00 ratownicy dyżurni w Ustrzykach Górnych zostali powiadomieni, że z wycieczki na trasie Ustrzyki Górne - Szeroki Wierch Tarnica - Wołosate nie powróciła dwójka turystów. Byli to: 23 letni Artur Sz. z Krakowa oraz 21 letni Jordan B. z Gdańska. W górach panowały trudne warunki: głęboki śnieg. bardzo silny wiatr (zerwał w dolinach linie telefoniczne), a widoczność była ograniczona do 20 metrów. Ratownicy dyżurni sprawdzili okoliczne miejsca noclegowe oraz zejście szlaku do Wołosatego. Z przybyłych ratowników sekcji operacyjnych Sanok, Cisna i Lutowiska zostało utworzonych kilka patroli, które wyszły na poszukiwania. O godz. 4.15 patrol "Wołosate doszedł do namiotu, w którym spało 3 turystów. Nie byli to jednak poszukiwani. O godz. 5.10 dwójka z patrolu "Terebowiec 1" podchodząca płn. stokiem Szerokiego Wierchu została "zabrana" przez schodzącą lawinę deską. Przy pomocy dwóch pozostałych ratowników szybko wydostali się ze zwałów śnieg, tracą przy tym parę kijków. Patrol ten został przez kierownika wycofany z akcji. Jego miejsce zajął patrol "Terebowiec 2", który po dojściu do grani szczytowej oddał kilka strzałów sygnałowych. Po usłyszeniu nawoływań patrol ten o godz. 7.15 dotarł do poszukiwanych, którzy wobec zapadającego zmroku stracili orientację i wrócili do górnej granicy lasu, gdzie postanowili "koczować" pod płachtą biwakową. Tu odnalazł ich patrol GOPR. Po rozgrzaniu herbatą i zjedzeniu kanapek turyści o własnych siłach, przy asekuracji ratowników zeszli do drogi, skąd zabrał ich patrol samochodowy. W akcji poszukiwawczej wzięło udział 29 ratowników, a dalszych kilkunastu oraz śmigłowiec ZLS było postawionych w stan gotowości. Po kilku dniach naczelnik Grupy otrzymał list z podziękowaniami od poszukiwanego Artura.


W dniach 11 do 14 lipca 1997 roku ratownicy naszej Grupy wraz załogami ZLS w Sanoku, z własnej inicjatywy brali udział w akcji ratowniczej w gminie Borowa, na terenie objętym powodzią. Poniżej skrótowy, chronologiczny zapis akcji.11 lipca
Godz. 13.40 - start śmigłowca z grupą ratowników z Sanoka do Borowej.Oblot - z członkami sztabu przeciwpowodziowego - terenów zalanych.Ustalenie zakresu czynności zespołów ratowniczych oraz przydzielenie im oficerów łącznikowych.godz. 16.30 pierwsza ewakuacja przy pomocy zestawu do ratownictwa z powietrza.Sukcesywne dostarczanie zalanym gospodarstwom żywności i wody pitnej.godz. 22.00 - zawieszenie działań ratowniczych.12 lipca
Godz. 3.00 - start zespołu ratowniczego, oblot terenu oraz ocena zagrożeń.Od godz. 7.50 -- kolejne ewakuacje zagrożonych powodzian z wykorzystaniem lin i trójkąta ewakuacyjnego.Godz. 14.30 - transport saperów na wał przeciwpowodziowy.Loty z zaopatrzeniem do zalanych gospodarstw (woda, żywność, odzież).Wymiana personelu lotniczego (przybyła zmiana z Sanoka).Godz. 23.00 - zawieszenie akcji.13 lipca
Od godz. 8.30 - transport żywności i wody pitnej do zalanych gospodarstw oraz żołnierzy na wały przeciwpowodziowe.Godz. 10.20 - przylot drugiego śmigłowca z kolejną grupą ratowników, o przygotowanie oraz transport darów dla powodzian (woda, żywność, środki czystości).wieczorem - odlot jednego śmigłowca do Sanoka z częścią ratowników.14 lipca
Godz. 5.00 - rozpoczęcie działań ratowniczych - oblot i ocena zagrożeń oraz stanu wałów przeciwpowodziowych.Godz. 6.30 - loty ratownicze - kontynuacja zaopatrzenia ludności odciętej przez wodę.Ewakuacja inwalidy.Godz. 13.00 - sytuacja opanowana. Zakończenie akcji.Podczas akcji w gminie Borowa:
ewakuowano 35 osób, w tym 5 przy pomocy zestawu ratowniczego.Dokonano 10 zjazdów do zalanych gospodarstw, z których ludzie wzywali pomocy.Łączny czas tzw. nalotu śmigłowców 20 godzin 38 minut.W bezpośredniej akcji udział wzięło 11 ratowników, a dalszych kilkunastu było w pogotowiu.


26.04.1998 roku pod Srebrną Przełęczą (200 m od szlaku) został odnaleziony przez zbieracza poroży poszukiwany w Bieszczadach od 18 marca 22-letni A. Lipnicki. Zawiadomienie o zdarzeniu dotarło o 10.20 do ratowników na Połoninie Wetlińskiej. Instruktor rat. L. Berezka przekazał informacje odpowiednim służbom i zorganizował akcję transportową. Wzięło w niej udział 15 ratowników. Zwłoki zostały przekazane ekipie dochodzeniowo - śledczej KR Policji z Leska o godz. 15.30 na przełęczy Wyżnej.2.07.1998 roku od godz. 0.10 dziewięciu ratowników poszukiwało dwudziestu dwóch harcerzy w wieku 14 - 18 lat, którzy wychodząc z Polany o godz. 17.00 nie dotarli do stanicy w Dwerniczku. Pierwszych dwóch harcerzy odnaleziono o godz. 3.40, następną grupę o 4.05, a o godz. 7.00 wszyscy zostali dowiezieni (po zaopatrzeniu) do stanicy.
29.08.1998 roku od 12.20 do 16.50 ośmiu ratowników brało udział w transporcie zwłok n/n obywatela Sri Lanki, który zmarł z wycieńczenia podczas próby nielegalnego przekroczenia granicy RP w okolicy Beskidu Wołosackiego. (W tej akcji udział brali ratownicy przybyli na posiedzenie Zarządu Grypy w składzie: naczelnik GOPR, naczelnik Grupy, szef szkolenia, dwóch członków Zarządu Grupy, członek Komisji Rewizyjnej GOPR oraz dyżurni: instruktor ratownictwa i ratownik kandydat).
7.02.1999 roku o godz. 16.45 rozpoczęła się jedna z cięższych akcji poszukiwawczych w 1999 roku. Do Stacji Rejonowej GOPR w Ustrzykach Górnych patrol Straży Granicznej przywiózł napotkanego na trasie Wyżniański Wierch - Ustrzyki, 24-letniego studenta z Wrocławia Wojciecha P. Pozostawił on na pd. stoku Połoniny Caryńskiej swojego kolegę, 30-letniego Waldemara K. z plecakami i śpiworem bez światła i jedzenia. Turyści ci przebywali w górach od 40 godzin-błądząc, spędzili już jedną noc na prowizorycznym biwaku. Waldemar K. nie był w pełni sprawny fizycznie - miał chore nogi. O godz. 17.15 wyruszył na trasę Wyżniański Wierch - Połonina Caryńska patrol 1 w składzie dwóch ratowników i trzech funkcjonariuszy Straży Granicznej. O godz. 17.30 postawieni zostali w stan pogotowia ratownicy z Lutowisk. O godz. 18.15 domniemanym śladem schodzącego Wojciecha P. wyruszył z psem dwuosobowy patrol 2. O godz. 20.50 został zarządzony alarm w sekcji Cisna, a następnie w Stacji Centralnej w Sanoku. O godz. 22.15 czerwonym szlakiem na Połoninę Caryńską wyszedł pięcioosobowy patrol 3 z sekcji Latowiska. O godz. 23.00 patrol 2 nawiązał kontakt głosowy z poszukiwanym Waldemarem, a o godz. 23.15 dotarł do niego i udzielił mu pierwszej pomocy. O godz. 23.50 doszedł do nich ze sprzętem transportowym (sanie kanadyjskie) patrol 3. Waldemar K. został nakarmiony i przebrany w suchą odzież - był w niezłej kondycji psychicznej. O godz. 24.00 powrócił do Ustrzyk G. patrol 1. O godz. 0.15 ratownicy rozpoczęli transport poszkodowanego do Ustrzyk. W międzyczasie zostali odwołani koledzy z sekcji Cisna (oczekiwali w Wetknie) i Sanoka - Do godz. 3.15 trwał w ciężkich warunkach pogodowych (temp.-3, -50 C, silny wiatr, opad śniegu, widoczność 20 -50 m) transport poszkodowanego do stacji ratunkowej. W akcji wzięło bezpośrednio udział piętnastu ratowników i trzech funkcjonariuszy SG, a w stan pogotowia zostało postawionych dalszych piętnastu ratowników.
9.07.1999 roku z Wetliny przez Przełęcz Orłowicza i Połoninę Wetlińską wędrowała grupa turystów. Schodząc ze szczytu tzw. Rocha, niewidoma Kinga S. lat 22 upadła na ścieżce doznając urazu stawu kolanowego. Towarzyszący grupie ratownik założył poszkodowanej opatrunek usztywniający i udał się po pomoc do stacji ratunkowej w schronisku. Wykorzystując ciągnik TRX oraz wózek alpejski poszkodowaną zwieziono na przełęcz Wyżnią, skąd została zabrana prywatnym samochodem do szpitala w Ustrzykach Dolnych. W akcji, która trwała prawie 3 godziny, wzięło udział czterech ratowników.
28.01.2000 roku grupa nastolatków z "opiekunami", po długiej podróży z Bydgoszczy, o godz. 11.00 wyszła z zamiarem dotarcia na Tarnicę. Tu w trudnych warunkach pobłądzili i zeszli w złym kierunku, w rejon Górnej Wołosatki, między Tarnicą a Haliczem, zamiast do Wołosatego. Kiedy nie wrócili do godz. 21.00, GOPR rozpoczął akcję poszukiwawczą. W akcję było zaangażowanych 40 ratowników. W trudnych warunkach atmosferycznych, przy słabej widoczności, silnym wietrze i dużej pokrywie śniegu, penetrowano różne drogi i warianty pobytu grupy. Nad ranem jeden z patroli ratowników znalazł grupę zziębniętych i przemoczonych niefortunnych wędrowców. Nie potrafili rozpalić ogniska, natomiast mieli ze sobą jedzenie i śpiwory.


Sponsorzy GOPR:

Partnerzy GOPR:

Kontakt z Grupą Bieszczadzką GOPR
Stacja Centralna, ul. Mickiewicza 49, 38-500 Sanok
Tel. 13 4632204, Fax 13 4649804
e-mail: bieszczadzka@gopr.pl

nr konta 24 1240 2340 1111 0000 3191 3751

Naczelnik: Krzysztof Szczurek

Zastępca NaczelnikaJakub Dąbrowski

Zastępca Naczelnika: Jerzy Godawski

Szef Szkolenia: Kamil Krechlik

Wspierają GOPR:

Współpracujemy: